CZY SZTUKI WALK
to SEKTY ?
Michał
Śliwka
Od
jednego z czytelników otrzymałem egzemplarz katolickiego pisma „Nasz Dziennik z
dnia 15 stycznia br. - z artykułem p. Adama
Andrzejewskiego pt.” Wschodnie sztuki walki to nie tylko sport!”.
Przyznać muszę, iż czytanie o sobie (jako
osobie zajmującej się sztukami walk) wypowiedzi z konkretnego, katolickiego
punktu widzenia jest bardzo pouczające. Choć bowiem wspomniany tekst wzbudza w
wielu miejscach odruchy sprzeciwu, to jednak dobrze zdać sobie sprawę - jak o
naszym środowisku myślą inni, szczególnie przez pryzmat religijny, a więc
wszystkim nam nieobojętny.
Już
na początku autor popełnia jednak, mym zdaniem, błąd przytaczając, dla
potwierdzenia swej tezy - co z jego punktu widzenia jest zrozumiałe -
stwierdzenie ks. Andrzeja Zwolińskiego, iż „wschodnie sztuki wałki to wschodnia sztuka
życia” Pytanie
tylko kiedy i gdzie?
Takie
stwierdzenie może prowadzić do potwierdzenia założenia zawartego w tytule
artykułu A. Andrzejewskiego, jak i w tytule mej wypowiedzi. Wniosek ks. A.
Zwolińskiego jest zrozumiały, wynika bowiem ze
studiowania powstawania systemów i styli sztuk walk na Dalekim Wschodzie, ich
podbudowy filozoficznej i religijnej. Takie wnioski są rzeczywiście prawdziwe z
naukowego i historycznego
punktu widzenia.
Zapominamy
jednak, iż tak musiało być, skoro setki lat temu centrami cywilizacji, nauki i
kultury były klasztory i stan kapłański. Powstałe tam sztuki walk
rozpowszechniały się w społeczeństwach będących wyznawcami idei i religii promieniujących
z tych centr i środowisk. Jest to przecież bardzo dobrze nam znana prawidłowość
-z naszej europejskiej historii.
Ale czy dziś buntujemy się
przeciwko matematyce, astronomii i filozofii, która przecież wywodzi się z
znacznie starszych od chrześcijaństwa środowisk religijnych?
Nikomu
nie przyjdzie nawet o tym pomyśleć.
Dlatego
przytaczanie wypowiedzi mistrza M.
Ueshiby, fundatora aikido-jujutsu,
o tyle mija się z celem, iż nie był on osobą świecką w ruchu jujutsu i dotyczy
osoby tworzącej sztukę walki w określonym kręgu religijno- kulturowym.
Wypowiedzi, dla przykładu, walczących mnichów klasztoru Shaolin akcentować będą podbudowę religijno-filozoficzną
sztuki kung-fu, bowiem taka jest
rola klasztoru i hierarchia uznawanych w nim wartości.
Podobne akcenty słyszeli współcześni
słuchający wypowiedzi walczących mnichów europejskich zakonów rycerskich.
Wypowiedzi z kolei autorytetów typu mistrz Higaona (karate), iż „ Prawdziwe karate jest jednak jak głęboka rzeka. Gdy je
zredukujemy do funkcji sportowej, zgubi swą istotę” - są bardziej przykładem troski o sztuki walk,
związanej z ich degradacją do roli sportowej w sensie technicznym, o czym
wielokrotnie pisałem na łamach „Samuraja”.
W efekcie bowiem konkretna sztuka walki ogranicza się do kilku
technik dopuszczonych przepisami do stosowania na zawodach (judo, karate),
w wyniku usunięcia technik najbardziej skutecznych - bowiem niebezpiecznych. W
efekcie mistrz Polski np. w judo czy karate jest w rzeczywistości mistrzem w
technikach dopuszczonych przez przepisy, a nie mistrzem w rzeczywistym stylu
czy systemie walki. Następnego dnia może być znokautowany przez zaprawionego w
bojach ulicznika, którego nie obowiązują żadne przepisy i ograniczenia.
Sport
natomiast pełni rolę reklamy dla sztuk walk, tak jak wyścigi samochodowe dla przemysłu motoryzacyjnego.
I ten, przytoczony przeze mnie punkt rozumowania jest
zazwyczaj przyczyną wypowiedzi wielu osób zatroskanych sytuacją w sztukach
walk. Chodzi im o zachowanie bogactwa technicznego i skuteczności sztuk walk w
realnej walce.
Adam
Andrzejewski przytacza kolejną wypowiedź ks. Zwolińskiego, iż ‚„...Techniki osobistej obrony i ataku, wypracowane w
niektórych krajach Dalekiego Wschodu i stanowiące tzw. wschodnie szkoły walk,
opierają się na różnych systemach filozoficznych. Mają one ścisły związek z
medytacją, są bowiem jedną z jej form”.
Każdy naukowiec opis powstawanie sztuk walk musiałby tak stwierdzić. Ale czy to
oznacza, iż tak jest w kilkaset lat po
powstaniu sztuk walk, teraz i np. w Polsce?. Takie podejście mają dzisiaj
środowiska i ludzie podchodzący do sztuk walk z religijnego punktu widzenia
(np. mnisi azjatyckich klasztorów).
Nie sądzę, by zawodnicy i
szkoleniowcy olimpijskiego jujutsu (Kodokan judo) czy też taekwondo, tak
podchodzili do swych dyscyplin i tak pojmowali medytację.
Zapewne nie myśli tak sztab naukowców i sam A.
Małysz pracujący nad swą swą odpornością psychiczną.
Sądzę
także, iż przytaczane przez A. Andrzejewskiego wypowiedzi mistrzów
twierdzących, iż dla swego rozwoju w zakresie sztuk walk wskazane jest
praktykowanie zen oraz misogi, nie wynikają z chęci
propagowania innych religii i technik rozwoju osobowości, a z faktu, iż ta
droga dla nich okazała się skuteczna. Skoro mistrz się o tym przekonał, poleca
ją innym.
Ale jakie metody miał poznać mieszkając
w Japonii, Chinach, czy Kolei i trenując sztuki walki?.
Skuteczność
z kolei tych metod nie oznacza braku skuteczności metod rozwoju duchowego
wypracowanych np. w Europie.
Tak
w ogóle to należy z ostrożnością pod chodzić do wypowiedzi różnych mistrzów,
szczególnie współczesnych i z Azji, na temat podbudowy religijno-filozoficznej
propagowanych przez nich sztuki walki. Zazwyczaj ma to walory marketingowe,
wykorzystujące zainteresowania nowymi prądami filozoficzno-religijnymi.
Z kolei w sportach walk dziś
na filozofię nie ma czasu.
W
grę wchodzą olbrzymie pieniądze, liczą się miejsca i punkty, także w samej
Japonii, gdy chodzi judo i karate, czy w Chinach w przypadku kung-fu.
Zdziwienie
budzi z kolei konkluzja A. Andrzejewskiego, iż ” ...
najwyższym stopniem wtajemniczenia jest ćwiczenie
kata, w którym ćwiczący jako przeciwników widzi duchy starych mistrzów”
i dalej „...Ich uprawianie jest koniecznym warunkiem osiągnięcia wysokich
umiejętności.”
Kata nie są najwyższym
stopniem wtajemniczenia, ćwiczący je nie walczą z duchami starych mistrzów i
ich uprawianie nie jest koniecznym warunkiem do osiągnięcia wysokich
umiejętności.
Jak
wspomniałem wcześniej, należy z rezerwą podchodzić do wypowiedzi różnych
instruktorów na tematy filozoficzne.
Kata posiadają dwojakie cele:
a/ są
metodą zachowania poprawności technicznej,
b/ są
metodą taktycznego i technicznego przygotowania do realnej walki.
Wiele stylów wojennych w ogóle nie
posiada kata w pojęciu karate (np.
jujutsu), zaś wielu mistrzów było i jest im przeciwnych. Bruce Lee wychodził z
założenia, iż nie wie jak się zachowa, bowiem każdy przeciwnik jest inny i jego
atak jest inny. Mistrzowie
tacy uważają, iż ćwiczenie kata, a więc stałych układów ruchów (technik) jest
niebezpieczne, bowiem prowadzić może do wykształcenia się stereotypu ruchowego,
co może być tragiczne w skutkach dla broniącego się, jeżeli napastnik zachowa
się choćby nieco odmiennie od układu w kata.
Metodologia
przyjęta przez Adama Andrzejewskiego może prowadzić do zabrnięcia w ślepy
zaułek. Idąc bowiem tym tropem należałoby zadać sobie
pytanie:
- do jakich niebezpieczeństw
prowadzi uprawianie zapasów, boksu i lekkiej atletyki?.
Wszak dyscypliny te powstały
w starożytności i były uprawiane np. na Olimpiadach, a te rozgrywane były ku
czci Zeusa, co zresztą stało się przyczyną ich likwidacji przez chrześcijan. Dyscypliny te powstawały w sferze religijnej i
filozoficznej obcej powstałej później religii chrześcijańskiej.
Możemy pokusić się o jeszcze dalej idące
zapytania;
-
do jakich niebezpieczeństw prowadzi uprawianie piłki
nożnej, hokeja czy koszykówki?
Przecież dyscypliny te powstawały we
wrogim katolicyzmowi środowisku religijnym Wielkiej Brytanii czy USA.
Oczywiście
jest to retoryczne pytanie, bowiem chłopakowi uprawiającemu hokej czy piłkę
nożną nawet do głowy nie przyjdzie się nad tym zastanawiać. Jego interesuje piłka nożna jako dyscyplina
sportowa. Podobnie jest w sztukach walk.
Można
jednak zrozumieć postawę pana A. Andrzejewskiego, skoro okazuje się, iż nawet środowisko
wspólnoty kościelnej jest zagrożone wpływami Dalekiego Wschodu.
Autor
cytuje wykładnię Kongregacji Nauki Wiary,
(co świadczy o wadze problemu) na temat metod medytacji Dalekiego Wschodu,
zawartej w liście „Orationis Formas „ - o niektórych aspektach
medytacji chrześcijańskiej, z 1990 roku:”…
Występujące
dziś zjawisko rozpowszechniania się wschodnich metod medytacji w świecie
chrześcijańskim i we wspólnotach kościelnych, stawia nas wobec gwałtownego
powrotu do nie pozbawionych ryzyka i błędów usiłowań
połączenia medytacji chrześcijańskiej z niechrześcijańską”
W swej długoletniej
działalności w sztukach walk zetknąłem się parokrotnie z sytuacją, iż członek
mej sekcji miał obiekcje, co do dalszego uprawiania jujutsu, znając
bowiem historię powstawania jujutsu w Japonii nie widział możliwości
pogodzenia swego światopoglądu katolickiego z zenem - do czasu jednak, kiedy się nie przekonał, iż w sekcji ma do
czynienia wyłącznie z jujutsu jako częścią kultury fizycznej i zdał
sobie sprawy, iż zen czy szintoizm był związany z jujutsu ale historycznie, a
nie dziś i w Europie. Nawet nazwy kojarzące się historycznie z zen zostały
zmienione, np. za-zen, na seiza.
Dziś sztuki walk Dalekiego
Wschodu weszły już do grona dyscyplin olimpijskich, (jujutsu, taekwondo, kung-fu) - a trudno ruch olimpijski podejrzewać
o tolerowanie religijnego podtekstu sztuk walk i wyłonionych z nich sportów
walk.
Wartość artykułu A.
Andrzejewskiego tkwi jednak w tym, iż przedstawiając zdecydowany dla
„cywilnego” środowiska sztuk walk punkt widzenia, wydawałoby się nieco jaskrawy
i ze zbyt daleko idącymi wnioskami - to jednak poprzez te zdecydowane
stwierdzenia może zwrócić także naszą uwagę na pewne zagrożenia, których możemy
po prostu nie dostrzegać - tkwiąc w swym środowisku. Wszak z boku widać lepiej.
Niemniej i ja widzę potencjalne
niebezpieczeństwo. Na przykład wtedy, gdy jacyś „mistrzowie” pod przykrywkę
sztuk walk chcą propagować religie Dalekiego Wschodu, wykorzystując do tego
zainteresowanie sztukami walk młodzieży (i nie tylko). A
to jest już nieuczciwe. Powiedziałbym wprost, iż
jest to działanie kryminalne, bowiem polega ono na wprowadzeniu w błąd
potencjalnego klienta organizacji sztuk walk, który w rezultacie otrzymuje co
innego niż oczekiwał i to w sposób podstępny.
Ja
do tej pory nie zetknąłem się z takimi sytuacjami, nie znaczy to jednak, iż
fakty takie nie miały, czy też nie mogą mieć miejsca.
Co innego jednak, gdy mistrz oficjalnie
i otwarcie informuje, uprzedza o nierozerwalności w jego organizacji określonej
sztuki walki z jej historyczną podbudową religijno filozoficzną Wtedy mamy do
czynienia ze świadomym wyborem i decyzją osoby zainteresowanej lub jej rodziców.
Swe
stanowisko w tej sprawie zakończę więc jednak pytaniem
postawionym przez p. Adama Andrzejewskiego:
„Czy uprawianie
wschodnich sztuk walki da się pogodzić z wiarą katolicką? Czy ewentualne
korzyści, jakie można osiągnąć (sprawność
fizyczna, umiejętność samoobrony), są w stanie zrekompensować zagrożenia
duchowe?
Czekamy
na wypowiedzi czytelników „Samuraj” w tej ważnej dla polskiego środowiska budo, sprawie.
(MSW”Samuraj”3/02)